Opis Zack Snyder's Justice League 2021

Posted by Fredda on April 10th, 2021

Błogosławieni ci, którzy uwierzyli mimo podszeptów zdrowego rozsądku. A jacy widzieli sens w usprawiedliwianiu przegranej sprawy. O "Lidze Sprawiedliwości Zacka Snydera" będą pewnie pisać w podręcznikach do marketingu – jeśli reżyser zostanie ten krok wiary, o czym zadecydują wyświetlenia i subskrypcje, trąby jerychońskie będą przy fanowskiej wrzawie małym piwem. Wybaczcie biblijną retorykę, będzie jej więcej. Toż w kraju historia o zmartwychwstaniu – na ekranie oraz poza nim.

Cóż, nawet, gdy nie zaskoczyło, wierni tak czy siak mogą odtrąbić tryumf – do powrotu Supermana oraz organizacji doprowadzili wyłącznie gorącymi modłami. Mamy do rezygnowania z jak nowym jak jedynym przykładem mitu obleczonego ciałem; mitu, jaki nie tyle modeluje popkulturę, co sam został przez nią wymodelowany. Oczywiście nie sposób zajrzeć do salek konferencyjnych siedziby HBO również przejrzeć skrzynek mailowych decydentów z Warnera, żeby poznać faktyczne powody, dla których Snyderowi pozwalano na ostatni eksperyment. Nieważne. Komunikat jest szczęśliwy: wyście to stworzyli. Również obchodzi się wierzyć w iluzję, że jako fani i widzowie uważamy na coś wpływ, iż na czynnik przestają szacować się tabelki, arkusze, algorytmy oraz badania rynku, a vox populi waży bardzo niż pieniądz. Oczywiście, Hollywood nie zna demokracji innej niż ta występująca z procentowego podziału zysku – choć kusząco jest myśleć, iż to swoje głosy, posty, tweety i hashtagi ukształtowały rzeczywistość. Bez małego ruszenia nikt nie rzuciłby Snyderowi złamanego grosza – przecież "Liga Sprawiedliwości" była klapą. Jednak przedstawiając mu czas oraz pieniądze na dokrętki i przemontowanie ostatniego filmu, zarówno studio, kiedy oraz HBO wiedziały, co robią. Stara zatem decyzja czysto komercyjna, albo – jeśli człowiek woli – faryzejska.

Film Snydera pozostaje arcyciekawym casusem, nosimy w obrębie do podejmowania z niczym innym jak kampanią reklamową rozkręconą przez docelową publikę jeszcze przed zapadnięciem samej decyzji o realizacji. Widz stał się młotkiem i gwoździem zarazem, lecz najwidoczniej każdy sposób jest pozytywny: Snyder odzyskał opiekę nad ukochanym projektem, który przed laty, z inicjatyw osobistych, musiał wypuścić z rąk. Fani wyszli zwycięsko z rozpoczętej dawno batalii. A studio oraz HBO otrzymały okazję na "najważniejsze filmowe wydarzenie doby pandemii". Trudno wymarzyć sobie bowiem lepszą godzinę na premierę "Ligi Sprawiedliwości Zacka Snydera", oraz radzę więc bez grama sarkazmu. Brak konkurencji kinowej oraz nieobecność dużych produkcji za grube miliony dotyczy wyłącznie na korzyść owego tytułu, choć oczywiście był on uczony pod telewizory. Przycięty format objawu to niepowtarzalne, czym drugim jest oczywista serialowa proweniencja projektu – czterogodzinną kobyłę wydano na punkty, z których każdy dokonuje się cliffhangerem i tworzy czarną planszą. O dziwo, wada ta przysłużyła się roztrzepanemu, długiemu gdy na hollywoodzkie standardy filmowi. Posegregowano go i uporządkowano bez utraty dla wpisanej weń bombastyczności, i bez tej sztuczki nagłe, gładkie przejścia z elementu do elemencie byłyby dodatkowo kłopotliwe, również oryginalne. Zwłaszcza że Snyder sobie pofolgował, wykorzystał chyba każdy pomysł, jaki poznałeś mu przez górę oraz pozbierał wszystko, co cztery lata temu zleciało na ziemię montażowni.

Film wymiernie na tym znajduje, dograne sceny przydają mu brakującego poprzednio kontekstu, rozwijają motywacje postaci, szczególnie tych będących po ciemnej stronie mocy (zbędny ujawnia się jedynie konfundujący epilog, na jaki bardzo Snyderowi zabrakło pomysłu – dokleił tam wszystko, co nie zmieściło się nigdzie indziej, łącznie ze sceną z Jokerem, marną zarówno scenariuszowo, jak i realizacyjnie). Oczywiście, pomimo całego szumu otaczającego film Snydera, mimo owych przeróbek i dokrętek, mimo zapewnienia twórcy o odrębności jego innej wizji, to a jeszcze ten sam film, fabularnie i strukturalnie. Jak dużo tu nowości, lecz mało zmian w DNA, nie jest mowy o przesuwaniu kosteczek w scenariuszowym szkielecie. Ot, sceny dialogowe są dłuższe, scenariuszowe luki o wiele młodsze, zaś akcja gęstsza. Wyleciały też, oczywiście, dokrętki poczynione przez Jossa Whedona, jaki w 2017 roku zastąpił Snydera na reżyserskim stołku. Zatem – możecie odetchnąć z pomocą – nie straszą już z ekranu wymazane cyfrową gumką wąsy Henry'ego Cavilla.

Na powrocie Snydera najwięcej ugrali Cyborg i Steppenwolf. Ten ważny stawał się istnym monstrum Frankensteina, nareszcie pokochanym również zrozumianym poprzez naszego stwórcę. Ten nowy, poza nową lśniącą zbroją, zyskał wiele dobrze, mianowicie osobowość. Odwiedzamy go często, gdy kaja się na klęczkach przed wysłannikami swojego szefa, Darkseida (który jeszcze ma tu swoje pięć minut), przedstawiając mu się ze swojej indolencji. Historia obydwu potoczy się zresztą nieco inaczej i prócz czarnego, żałobnego stroju Supermana to tylko najjaskrawsze zmiany. Batman ma coś dużo do prace, rozciągnięto wprowadzenie Wonder Woman, a oraz Flash ma szansę się popisać, zanim do jego drzwi zapuka Bruce Wayne. To wszystko albo kosmetyka, albo sceny wzbogacające kontekst. Ponadto nie ma celu wyliczać, co się zmieniło, to że zadanie dla tych, którzy skandowali "Release the Snyder Cut!".

Reakcję na badanie, która grupa jest silniejsza, nie jest całkiem takie proste. Snyder nie wyeliminował błędów kinowej "Ligi"; to trochę karkołomne zadanie – są zbyt głęboko zakorzenione w roli, z jakiej wyrosła ta sprawa. Odsłona firmowana jego nazwiskiem z stabilnością jest zgodniejsza, nie tylko fabularnie, tylko i stylistycznie. Trudno odmówić reżyserowi konsekwencji w portretowaniu superbohaterów jako formy spiżowych, mitycznych – stąd każda spośród nich przeżywa bezpośredni czas chwały w slow-motion, gdzie ukazana jest niczym posągowy heros, z błyskawicami przecinającymi pochmurne niebo i hipnotycznym, kaznodziejskim głosem Nicka Cave’a śpiewającym o antropocenie. Nie przechodzi za tym a głębsza refleksja, ani na termin nie da się zapomnieć, że wszystko to istnieje w niegościnnym świecie Zacka Snydera. Ciekawe oraz niewysłowione sensy zostały w jego głowie dodatkowo w ewangelii o nadludziach, którą stworzył dla siebie. https://filmyzlektorem.pl

Filmowa planeta DC orbituje już wokół innego słońca, a Zack Snyder powiedział te słowo. Jego najambitniejsze przedsięwzięcie nigdy nie zobaczy swojego celu, ale spokojna głowa – fani na pewno dopiszą apokryfy, dumając ponad tym, co potrafiło się wydarzyć. Kto wie, być pewno wówczas stanowi właśnie ostateczne zwycięstwo reżysera. Nowa-stara "Liga sprawiedliwości" scementuje status twórcy największych superbohaterskich dzieł, których nie nie nakręcono.

Like it? Share it!


Fredda

About the Author

Fredda
Joined: January 5th, 2021
Articles Posted: 15

More by this author