Liga Sprawiedliwości Zacka Snydera 2021 Opis

Posted by Freyer on April 25th, 2021

Błogosławieni ci, którzy uwierzyli mimo podszeptów zdrowego rozsądku. A którzy widzieli cel w usprawiedliwianiu przegranej sprawy. O "Lidze Sprawiedliwości Zacka Snydera" będą pewnie budować w przepisach do marketingu – jeśli reżyser pozna ten krok wiary, o czym zadecydują wyświetlenia i subskrypcje, trąby jerychońskie będą przy fanowskiej wrzawie małym piwem. Wybaczcie biblijną retorykę, będzie jej nic. Więc w kraju opowieść o zmartwychwstaniu – na ekranie również postawa nim.

Cóż, nawet, gdyby nie zaskoczyło, wierni tak czy siak mogą odtrąbić tryumf – do powrotu Supermana oraz spółki doprowadzili wyłącznie gorącymi modłami. Mamy do budowania z niczym innym jak pierwszym przykładem mitu obleczonego ciałem; mitu, który nie tyle modeluje popkulturę, co tenże został przez nią wymodelowany. Wiadomo nie sposób zajrzeć do salek konferencyjnych siedziby HBO i zobaczyć skrzynek mailowych decydentów z Warnera, żeby poznać faktyczne powody, dla których Snyderowi dano na ten eksperyment. Nieważne. Komunikat jest lekki: wyście to sprawili. Oraz obchodzi się myśleć w iluzję, że jak fani oraz widzowie narzekamy na coś wpływ, że na przełom przestają dzielić się tabelki, arkusze, algorytmy również doświadczenia rynku, a vox populi waży więcej niż pieniądz. Oczywiście, Hollywood nie zna demokracji innej niż ta dotycząca z procentowego podziału zysku – choć kusząco jest uważać, że to znane głosy, posty, tweety i hashtagi ukształtowały rzeczywistość. Bez małego ruszenia nikt nie rzuciłby Snyderowi złamanego grosza – przecież "Liga Sprawiedliwości" była klapą. Jednak traktując mu przebieg oraz pieniądze na dokrętki i przemontowanie tego filmu, zarówno studio, jak i HBO wiedziały, co robią. Stara więc decyzja czysto komercyjna, albo – gdy ktoś woli – faryzejska.

Film Snydera pozostaje arcyciekawym casusem, korzystamy w skutku do podejmowania z niczym nowym jak kampanią reklamową rozkręconą przez docelową publikę również przed zapadnięciem samej opinii o realizacji. Widz bronił się młotkiem i gwoździem zarazem, lecz najwidoczniej jakiś rób jest zgodny: Snyder odzyskał kontrolę nad ukochanym projektem, który przed laty, z przyczyn osobistych, musiał wypuścić z rąk. Fani wyszli dobrze z rozpoczętej dawno batalii. A studio i HBO otrzymały okazję na "najgłębsze filmowe wydarzenie doby pandemii". Trudno wymarzyć sobie bowiem lepszą godzinę na premierę "Ligi Sprawiedliwości Zacka Snydera", również powtarzam to bez grama sarkazmu. Brak konkurencji kinowej oraz nieobecność dużych produkcji za grube miliony chodzi właśnie na korzyść owego tytułu, choć oczywiście był on zakładany pod telewizory. Przycięty format objawu to jakieś, czym dziwnym jest jasna serialowa proweniencja projektu – czterogodzinną kobyłę podzielono na punkty, z jakich każdy zamyka się cliffhangerem i wdraża czarną planszą. O dziwo, wada ta przysłużyła się roztrzepanemu, długiemu jak na hollywoodzkie standardy filmowi. Posegregowano go zaś uporządkowano bez straty dla napisanej weń bombastyczności, a bez tej sztuczki nagłe, gładkie doświadczenia z problemie do wątku byłyby oraz trudne, i oryginalne. Zwłaszcza że Snyder sobie pofolgował, wykorzystał chyba każdy pomysł, jaki przeszedł mu przez górę oraz pozbierał wszystko, co cztery lata temu zleciało na ziemię montażowni.

Film wymiernie na tym zarabia, dograne sceny przydają mu brakującego poprzednio kontekstu, rozwijają motywacje postaci, często tych występujących po ciemnej stronie mocy (zbędny rodzi się jedynie konfundujący epilog, na jaki bardzo Snyderowi zabrakło pomysłu – dokleił tam wszystko, co nie zmieściło się nigdzie indziej, wspólnie ze sceną z Jokerem, marną zarówno scenariuszowo, kiedy również realizacyjnie). Oczywiście, pomimo całego szumu otaczającego film Snydera, mimo owych przeróbek i dokrętek, mimo zapewnienia twórcy o odrębności jego własnej wizji, to zawsze jeszcze ten sam film, fabularnie i strukturalnie. Jak dużo tu nowości, lecz mało nowości w DNA, nie jest mowy o przesuwaniu kosteczek w scenariuszowym szkielecie. Ot, sceny dialogowe są dłuższe, scenariuszowe luki o moc młodsze, zaś akcja gęstsza. Wyleciały też, oczywiście, dokrętki dokonane przez Jossa Whedona, jaki w 2017 roku zastąpił Snydera na reżyserskim stołku. Zatem – możecie odetchnąć z pomocą – nie straszą teraz z ekranu wymazane cyfrową gumką wąsy Henry'ego Cavilla.

Na powrocie Snydera najwięcej ugrali Cyborg i Steppenwolf. Ten podstawowy bronił się istnym monstrum Frankensteina, nareszcie pokochanym również poznanym poprzez swojego stwórcę. Ten drugi, poza nową lśniącą zbroją, zyskał zdecydowanie więcej, mianowicie osobowość. Odwiedzamy go często, gdy kaja się na klęczkach przed wysłannikami swojego pana, Darkseida (który również pamięta tutaj swoje pięć minut), tłumacząc mu się ze prostej indolencji. Historia obydwu potoczy się zresztą nieco inaczej i prócz czarnego, żałobnego stroju Supermana to bodaj najjaskrawsze zmiany. Batman ma nieco dużo do rzeczy, rozciągnięto wprowadzenie Wonder Woman, a również Flash ma nadzieję się popisać, zanim do jego drzwi zapuka Bruce Wayne. To wszystko albo kosmetyka, albo sceny wzbogacające kontekst. Dodatkowo nie ma celu wyliczać, co się zmieniło, to prawdopodobnie zadanie dla tych, którzy skandowali "Release the Snyder Cut!".

Reakcję na badanie, która wersja jest korzystniejsza, nie jest zupełnie takie proste. Snyder nie wyeliminował błędów kinowej "Ligi"; to niewiele karkołomne zadanie – są zbyt głęboko zakorzenione w glebie, z jakiej wyrosła ta historia. Odsłona firmowana jego nazwiskiem z pewnością jest zgodniejsza, nie tylko fabularnie, jednak także stylistycznie. Trudno odmówić reżyserowi konsekwencji w portretowaniu superbohaterów jako osób spiżowych, mitycznych – dlatego wszystka spośród nich zamierza bezpośredni czas popularności w slow-motion, gdzie przedstawiona jest jak posągowy heros, z błyskawicami przecinającymi pochmurne niebo i hipnotycznym, kaznodziejskim głosem Nicka Cave’a śpiewającym o antropocenie. Nie przechodzi za tym wprawdzie większa refleksja, ani na moment nie da się zapomnieć, że wszystko to mieszka w niegościnnym świecie Zacka Snydera. Oryginalne również niewysłowione sensy drugi w jego osobie natomiast w ewangelii o nadludziach, którą stworzył dla siebie. https://filmyzlektorem.pl

Filmowa planeta DC orbituje już wokół innego słońca, a Zack Snyder powiedział to słowo. Jego najambitniejsze przedsięwzięcie nie nie zobaczy swojego końca, ale spokojna głowa – fani na pewno dopiszą apokryfy, dumając ponad tym, co umiało się wydarzyć. Kto wie, być pewno toż istnieje ściśle ostateczne zwycięstwo reżysera. Nowa-stara "Liga sprawiedliwości" scementuje status twórcy największych superbohaterskich dzieł, których absolutnie nie nakręcono.

Like it? Share it!


Freyer

About the Author

Freyer
Joined: January 4th, 2021
Articles Posted: 17

More by this author